Castle: Detektyw i Pisarka - Rozdział 1

    Dzień jak co dzień zwlekłam się z łóżka o 9.00. Pomaszerowałam do kuchni i włączyłam ekspres, teraz mogłam zabrać się za poranną toaletę. Zrzuciłam z siebie koszulkę i krótkie spodenki, po chwili miałam na sobie jeansy i bluzkę w kolorze kawy. Umalowana i uczesana szybko zaścieliłam łóżko i wróciłam do kuchni gdzie unosił się zapach świeżej kawy. Wypiłam kawę i zaczęłam się zbierać do pracy.

Zaparkowałam na swoim miejscu i popędziłam do antykwariatu. Kiedy wszystkie zabezpieczenia ustąpiły znalazłam się w środku, rozejrzałam się oglądając stojące tam bibeloty. Wkrótce zjawił się mój pracownik Decker i razem zaczęliśmy sprzątać. Naglę rozległa się melodia i przerwała moje zajęcie, złapałam za komórkę.

-Alisson.

-Lili, cześć, mówi Castle. - odezwał się znajomy głos.

-Rick? Dawno nie rozmawialiśmy.

-Tak. Słuchaj jest pewna sprawa i musimy się spotkać. - powiedział to całkiem poważnie.

-Pewna sprawa? - Czemu mam wrażenie że to nic dobrego.

-Możesz przyjechać na 12 komisariat?

-Pewnie... Zaraz wsiadam w samochód i jestem.

-Ok. Do zobaczenia na miejscu. - zakończyłam rozmowę i spojrzałam na Deckera. Starszy mężczyzna popatrzył na mnie z lekkim niepokojem. Uśmiechnęłam się do niego.

-Muszę wyjść coś załatwić.

-To idź załatwiać i się nie martw, ja tu wszystko przypilnuje. - zabrał się do dalszych porządków.

Na komisariacie policjant poinformował mnie że windą powinnam wjechać na pierwsze piętro. Tak więc uczyniłam. Wyszłam z windy i rozejrzałam się po pomieszczeniu, przeszłam kawałek i wypatrzyłam przyjaciela.

-Rick. - odezwałam się do mężczyzny obok którego stałą Beckett i jakiś dwóch innych policjantów. Nagle wszyscy odwrócili się w moją stronę.

-Lili. - odezwał się i mnie przytulił, odwzajemniłam uścisk. Po chwili oderwaliśmy się od siebie z uśmieszkami na twarzy i odwróciliśmy się w stronę pozostałej trójki. -Beckett raczej znasz...

-No raczej trudno jej nie znać skoro często o niej mówisz. Ale to pierwszy raz kiedy się spotykamy. - zaśmiałam się, Kate popatrzyła to na mnie to na Castla.

-Tak. - chrząknął by oczyścić gardło. -To są Detektywi Rayan - wskazał na niebieskookiego, który właśnie przeczesał palcami swoje ciemne włosy i lekko się wyprostował. -I Esposito. - wskazał na drugiego mężczyznę. Uśmiechnęłam się co obaj odwzajemnili, choć ten pierwszy trochę nieśmiało. -A to moja dobra znajoma Alisson.

-Miło mi. - uścisnęłam dłonie trójce policjantów. Teraz wszyscy popatrzyliśmy na Richarda, jakby czekając aż wyjaśni o co chodzi.

-Lili jest autorką kryminałów, pisze pod pseudonimem H. Lilison. - wyjaśnił.

-Jaki ma to związek z naszym morderstwem? - odezwała się detektyw.

-Usiądziemy to się wszystkiego dowiecie. - kobieta westchnęła i ruszyła w stronę jednego z pomieszczeń, ja i trójka mężczyzn pokierowała się za nią. Morderstwo, zastanawiałam się co ja mam z tym wspólnego zajmując jedno z krzeseł.

-A więc?

-Pamiętasz jak pierwszy raz się spotkaliśmy? - zwrócił się do detektywów, po chwili ich warze rozjaśniały jakby ich oświeciło.

-Twierdzisz więc że morderca zabija według książki? - odezwał się Esposito.

-Co? - spytałam zaskoczona.

-Dziś jak pojawiłem się na miejscu zbrodni i zobaczyłem ciało miałem wrażenie że już gdzieś to widziałem. Potem Lenie potwierdziła moje przypuszczenia. - tłumaczył. -Pojechałem do domu i przekartkowałem kilka książek. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Ofiara w książce Lili była pierwowzorem dla naszego zabójcy. - byłam zdumiona, coś takiego.

-Twierdzisz że jakiś zabójca odwzorowuje morderstwa z mojej książki? Z której?

-Tak, z „Władca ciał”. - w tej chwili Esposito opuścił pomieszczenia by po chwili wrócić z teczką. Położyli przede mną zdjęcia z miejsca zbrodni.

-Och. - identycznie jak w książce, morderca brutalnie zabił kobietę ze zdjęć. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam wzrok od fotografii.

-Alisson, chciała bym zadać Ci kilka pytań. - odezwała się pierwsza Beckett, na co pokiwałam głową. 

-Czy może dostałaś jakiś podejrzany list może paczkę coś podobnego od fana lub kogoś znajomego?

-Dostaje dużo listów, raz w tygodniu odbieram karton z wydawnictwa. Zawsze je z chęcią czytam na niektóre nawet odpowiadam. Miło jest dowiedzieć się że coś co zrobiłam się podoba. - uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam w stronę detektywów. -Niestety zdarzają się też różnego rodzaju groźby, niektóre są niesmaczne a inne takie że szkoda słów. - Castle poklepał mnie po ramieniu by dodać mi trochę otuchy.

-Czy masz te listy?

-Ma je mój agent. - zaczęłam szperać w torebce, wyjęłam kartkę i długopis. Zapisałam na nim jego dane i adres. -Tu jest adres, zadzwonię do niego i poinformuje by przekazał wam Czarne pudełko.

-Czarne pudełko? - zdziwił się Rayan. Zaśmiałam się smutno.

-Czarne pudełko, nie kojarzy się zbyt dobrze więc chowane są w nim nieprzyjemne listy. To taka autorska puszka pandory, którą sobie sama wymyśliłam. - podałam numer Rayanowi, który wraz partnerem puścili pomieszczenie.

-A miałaś jakieś telefony? Może cię ktoś nachodził? - kontynuowała kobieta.

-Nie, nic podejrzanego się nie działo.

-Podaj jeszcze adres wydawnictwa. - zapisałam na kartce. -Dobrze, jeśli coś by się działo proszę o kontakt. - Beckett podała mi swój numer, który od razu zapisałam do telefonu. Zadzwoniłam do Chase, mojego agenta i poinformowałam go że przyjedzie do niego policja po Czarne pudełko. Spojrzałam na zegarek.

-Muszę się zbierać. Spotkajmy się od czasu do czasu, choćby na piwo. - Pożegnałam się i opuściłam komisariat. Czułam na sobie spojrzenie, zapewne nowo poznanych detektywów.

Javier POV
Obserwowaliśmy jak znajoma Castla znika w windzie.

-Dobra ZNAJOMA co? - spojrzałem znacząco na pisarza, który właśnie podszedł do mnie i Rayana.

-Tak, przyjaciółka. - odpowiedział na moją zaczepkę. Rayan przysłuchiwał nam się uważnie dalej patrząc w stronę windy.

-Tylko? Czyli wy... - Uniosłem brwi do góry.

-Nie, coś ty. - przerwał mi. -To tylko przyjaźń. Jej o to nie pytaj, bo Cię wyśmieje. - spojrzałem w stronę wzdychającego partnera.

-Espo, wy jedziecie po listy, pogadajcie też z agentem. My pojedziemy do wydawnictwa. - przyszła do nas Beckett.

-Już. - udaliśmy się do samochodu. -Czy Castle zna w ogóle jakąś kobietę która nie jest laską?

-Chyba nie. - zaśmiał się na moje słowa.

-A co z tobą? Jakaś dziewczyna na horyzoncie? - uśmiech z twarzy Kevina znikł.

-Nie... po prostu...

-Brachu, Jenny Cię zraniła i zerwałeś zaręczyny. Ale to było jakiś czas temu, powinieneś trochę po randkować. To ci pomoże, zobaczysz.

-Może spróbuje. - odpowiedział bez przekonania. Rayan zapukał do drzwi i po chwili wpuszczona nas do gabinetu.

-Lary Chase? Detektywi Rayan i Esposito. - Kevin pokazał odznakę.

-Panna Alisson poinformowała mnie o tym że chcecie zabrać listy.

-Panna? Nie ma męża? - zapytał zdziwiony Rayan.

-Tak, nie ma. Przez co dostaje dużo czekoladek i kwiatów na walentynki, potem próbuje je opchnąć
każdemu w wydawnictwie i mi. To jej zasada. - Kevin się zaśmiał, spojrzałem na niego i stwierdziłem że wygląda o wiele lepiej niż chwilę temu.

-Chcieli byśmy zdać Panu kilka pytań. Czemu to pan trzyma listy z pogróżkami?

-Alisson wie że takich rzeczy nie można puścić mimo uszu, więc zatrzymuje te listy. Jednak nie chce mieć ich u siebie w domu dlatego są u mnie. - po rozmowie zabraliśmy Czarne pudełko i wróciliśmy na posterunek, gdzie czekali na nas Castle i Beckett z listami z wydawnictwa.

-Aha. Czarne pudełko jednak nie jest takie czarne jakie mogło by się zdawać. Jest wściekle różowe, w sumie się nie dziwię Lili nienawidzi tego koloru. - skomentował Castle kiedy postawiłem pudełko na stole w jednym z pokoi.

-Jest czarne w środku. - poinformowała nas Kate i pokazała czarny środek z białymi kopertami. Castle wzruszył ramionami. -Jak poszło z Chasem?

-Nic podejrzanego nie zauważył. Zawsze jak Alisson dostanie list z pogróżkami od razu mu je zanosi, agent twierdzi że nigdy ich nie czyta. - wyjaśnił Rayan.

-A co u was? - zapytałem.

-Był jeden namolny fan. - Kate spojrzała w notes. - Nie jaki Carlson, imienia nie znali.

-Przychodził i żądał spotkania z Lilison, twierdził jest jego bratnią duszą i spotkają się za wszelką cenę.

-Nie wspomniała o tym. - zauważył Kevin.

-Bo nie wiedziała, wydawca jej tego nie powiedział. - odpowiedział Castle. -Gość zaczął się rzucać i ochrona go wyprowadziła, policja jednak nie była wezwana.

-Już wysłałam info do Tory, by przeszukała bazę danych odnośnie tego zgłoszenia. Dobra zabierzmy się za te listy. - wysypaliśmy zawartość kartonu i zaczęliśmy czytać każdy z osobna.

Lilian POV
    Resztę dnia spędziłam w Antykwariacie rozmyślając o szaleńcu który wciela w życie ofiary z mojej książki. Czy będzie ich więcej? Oby nie. Mam nadzieje że go szybko złapią.
By się do końca nie dołować tą sytuacją myślami powędrowałam do ludzi których dzisiaj poznałam. Beckett muza Ricka, która bez wątpienie jest już kimś więcej ale przed do tego się nie przyzna. Rayan chyba trochę nieśmiały, ale miły podobnie jak Esposito.

-Lilian, powinniśmy już zamykać. - z moich myśli wyrwał mnie mój towarzysz pracy.

-Sean idź, pozamykam wszystko. - jak powiedziałam tak zrobiłam, potem wsiadłam w samochód i pojechałam do domu. Był już wieczór więc wzięłam długą kąpiel a potem rozsiadłam się na kanapie i oglądałam film. Następnego dnia od rana pisałam książkę. Jeszcze sporo mam do napisania a zbliża się termin oddania jej mojemu wydawcy.

Popołudniu pojechałam porozmawiać z wydawcą i wtedy w moje ręce trafiła przesyłka. Niewielkie pudełko zapakowane w szary papier. Wróciłam do domu, zbliżała się pora obiadu więc miałam się za niego zabrać. Ale przed tym rozpakowałam paczkę i zajrzałam do środka, na wierzchu leżała karteczka.

H. Lilison, twoja książka jest dla mnie czymś wyjątkowym.
Jesteś moją muzą.
Dlatego dedukuje ci moje działa.
They Died For You...

Z dna pudełka wyjęłam zdjęcia, które zmroziły mi krew w żyłach. Pięć martwych kobiet, każda zabita i ułożona tak jak w mojej powieści. Ta kobieta z wczoraj nie była jedyna, była jedną z pięciu. Prawdopodobnie będzie jeszcze więcej, bo we „Władcy ciał” było dziewięć ofiar. Odłożyłam wszystko do pudełka i schowałam do jakiejś torebki. Wyjęłam telefon z torebki i zaczęłam dzwonić idąc do samochodu.

-Beckett.

-Z tej strony Alisson. Jest może Pani na komisariacie? - zapytałam zdenerwowana.

-Jestem. Czy coś się stało?

-Tak. Dostałam paczkę, jej zawartość jest... straszna. Zaraz będę na komisariacie.

✎✐✎✐✎✐✎✐✎✐✎✐✎✐✎✐✎✐✎✐
Pewien Fanfiction zainspirował  mnie do napisania własnej historii.(Podane w "Polecam" :3) Zastanawiałam się kilka dni nad OC, gdzie mogła by pracować by pasowało to do mojego pomysłu. Potem imię dla bohaterki i praca nad samym opkiem.
POV (Point of View) - punkt widzenia.

Komentarze

  1. Wspaniały rozdział! Uwielbiam Castle a tu dajesz mi jakąś inną wersję. Cudownie. Wybacz kochana że tak późno pisze ten komentarz, ale brak wi-fi i Internetu przez pięć dni to odcięcie od reszty świata. Pisz, pisz i jeszcze raz pisz bo wspaniale ci to wychodzi. Pozdrawiam Marli ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz