Castle: Detektyw i Pisarka - Rozdział 3
Lilian
POV
Czułam się jakby świat wirował,
uchyliłam powieki i faktycznie wirował. Po chwili udało mi się
skupić i spokojnie rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym się
znajdowałam. Jest to piwnica
pod ścianą stał duży stół z różnymi narzędziami, obok stała
tablica. Wisiały na niej zdjęcia jakieś rozpiski, mapa z
czerwonymi punktami. Byłam zbyt daleko by im się przyjrzeć. Przez
lufciki padało światło dnia. Gdzie
ja jestem? Ostatnie co pamiętam to... szamotaninę i silny zacisk
nasączonej szmaty na moich ustach i nosie.
Próbowałam się ruszyć,
ręce miałam przywiązane do podłokietników a nogi do nóżek
fotela. Przez ruchy lina mocniej wbijała mi się w skórę.
Usłyszałam kroki, na chwilę
się spięłam. Szybko się rozluźniłam i zwiesiłam głowę.
Zamknęłam oczy i udawałam nieprzytomną. Kroki się zbliżały i
zatrzymały się przede mną, starałam się oddychać miarowo.
Czułam na sobie spojrzenie porywacza, po
chwili odszedł na kilka kroków.
Niemiłosiernie zaschło mi w gardle. Starałam się rozważyć jakie
mam opcje. Dalej udawać nieprzytomną i wsłuchiwać się tą
straszną ciszę lub przestać udawać i spojrzeć zagrożeniu w
oczy.
Wybieram tą drugą opcję, oby Beckett i jej zespół szybko
mnie znaleźli. Jęknęłam i zaczęłam się
ruszać, przymrużonym spojrzeniem omiotłam jeszcze raz
pomieszczenie i zatrzymałam je na stojącej postaci.
-W końcu się obudziłaś. -
odezwał się z sympatią w głosie. -Chce ci coś pokazać. -Złapał
za tablicę i przesunął ją w moją stronę.. nie spuszczałam z
niego wzroku ale ciekawość co jest na tablicy wzięła
górę i spojrzałam na nią. Patrzyłam na to z otwartymi ustami i
przerażeniem w oczach. -Tak
jak ci pisałem, są dziełem które ci dedykuje. -
Dziewięć zdjęć kobiet zrobionych z ukrycia i dziewięć tych
samych kobiet martwych i starannie ułożonych, idealnie
odwzorowanych z książki.
Adresy ich mieszkań, plany zajęć. Bez wątpienia przygotowywał to
wszystko od tygodni. Dziewięć niewinnych kobiet w imię jakiejś
chorej obsesji. Nagle
coś sobie uzmysłowiła. Według
książki jest dziesięć
kobiet i
dziewięć morderstw. Dziesiątą ofiarą jestem ja... Spojrzałam
na niego. Zabije mnie? Uwięzi na całe życie? Dlaczego
to teraz ma to dla mnie tak mało znaczenia?
-Nie ujdzie ci to płazem. - warknęłam w złości. -Policja cię
złapie.
-Nie, nie, nie. - pokiwał przecząco głową. -Nie złapią, tak jak
w książce uda mi się wywinąć z rąk policji. - uda mi się
wywinąć? On myśli że jest mordercą z książki?
-Ha! Złapią go tak jak złapią
ciebie. Na końcu dobro zawsze zwycięża i w tych obu przypadkach
też tak będzie! - czemu ja
go prowokuje? To jest silniejsze ode mnie.
-Nie kłam! Nic takiego nie będzie miało miejsca! - wrzasnął
wkurzony, odepchnął tablicę która przejechała przez piwnicę i
uderzyła w ścianę.
-Skąd wiesz? Napisałam już
następną część, w której on GINIE. - spojrzał na mnie z furią,
uderzył w policzek. Pod
wpływem siły moja głowa przechyliła się w lewo, an prawym
policzku czułam siarczysty ból. Zaśmiałam się i spojrzałam na
niego wyzywająco. -Złapią cię i zgnijesz w więzieniu.
-Zamknij się! - już podnosił rękę by jeszcze raz mi zdzielić,
gdy naglę pojawiła się policja.
-NYPD! - krzyknęli chórem. Odetchnęłam z ulgą kiedy zobaczyłam
zobaczyłam Kevina, Beckett, Ricka i Esposito. Po chwili zakuwali
porywacza w kajdanki a mnie rozwiązywali. Roztarłam nadgarstki
które trochę mi ścierpły.
-Nic ci nie jest? - zapytał Rick.
-Poza
kilkoma otarciami i bolącym policzkiem nic. Dobrze
was widzieć. - uśmiechnęłam się trzymając za bolący policzek.
-Tam jest tablica na których
ma zdjęcia zamordowanych kobiet. Jest ich dziewięć. -Castle i
Beckett szybko poszli w skazanym kierunku.
-Co
to były za krzyki? - zapytał się Rayan. Zaśmiałam się
zdenerwowana.
-Jakoś tak wyszło że go prowokowałam i mnie uderzył.
-Prowokowałaś?! Nie powinnaś
robić takich rzeczy. - zganił mnie detektyw. Spojrzałam na niego,
złość szybko zmieniła się w troskę. Ciekawe dlaczego.
Opuściłam
wzrok.
-Wiem
że nie powinnam tego robić, sama nie wiem co we mnie wstąpiło. -
podrapałam się po szyi.
On tylko westchnął i potarł moje ramię. Dodało mi to trochę
otuchy i momentalnie poczułam się bezpieczniej.
-Dobrze że nic ci nie zrobił. -
kąciki ust lekko powędrowały
mi do góry. Pojechaliśmy na komisariat gdzie
zostałam przesłuchana. Opowiedziałam
wszystko co się stało.
-Kłamałam,
jeszcze nie skończyłam pisać choć to nie wątpliwe że
antagonista zginie, nie tylko on zresztą.
-Czekaj, zabiłaś głównego bohatera?! - zainteresował się Rick,
Beckett przewróciła oczami.
-Może, a może nie. - wzruszyłam ramionami. -Jak przeczytasz to się
dowiesz.
-Odwieść cię do domu?
-Wezmę taksówkę, muszę podjechać do wydawnictwa. Stamtąd wrócę
swoim samochodem. Dziękuje za propozycje Kate. - kobieta uśmiechnęła
się do mnie.
-Hej. Może jak zamkniemy sprawę to wyskoczymy wszyscy razem do
baru. - zaproponował Rick.
-Z chęcią. - pozostali detektywi
też się zgodzili. Spojrzałam
na nich i zauważyłam że Kevin na mnie spogląda.
-Lili ty też.
-Co? A tak. - odwróciłam wzrok od
niebieskich oczu detektywa. -Będę
czekać na telefon. Dziękuje za uratowanie.
-Taka nasza praca.
-Walka
ze złem i występkiem oraz masa
papierkowej roboty. -
wszyscy się zaśmialiśmy.
-Jeszcze raz dziękuje i do
zobaczenia. - pożegnałam się i
udałam taksówką do wydawnictwa. Oddałam pendriva z książką,
teraz czeka mnie zatwierdzenie korekty wybranie okładki i reklama.
Promocja, spotkania z fanami i podpisywanie książek, do tego parę
innych atrakcji tego typu.
Po kilku dniach zadzwonił do mnie
Rick, by zaprosić mnie do baru na imprezkę z okazji zamknięcia
sprawy. Rozpoczęłam
przygotowania do wyjścia. Szybki przyrznic, suszenie i układanie
włosów i nakładanie delikatnego makijażu. Wygodne ciemne jeansy i
białą koszulę z
rozchylonym kołnierzem, do
tego buty na obcasie. Postanowiłam że wezmę taksówkę, tego
wieczoru mam zamiar się dobrze bawić. Wsiadłam
w zamówioną taksówkę i pojechałam do baru w którym mamy się
spotkać.
Kevin
POV
Znaleźliśmy
pozostałe ofiary i przesłuchaliśmy Landriego. Poczałkowo
zaprzeczał ale ostatecznie przyznał się do wszystkiego. Mogliśmy
zamykać sprawę. Jednak po głowie chodziło mi zupełnie coś
innego, a raczej ktoś. Kobieta
będąca w epicentrum sprawy Landriego. Z
ciekawości kiedy wszystkich
gdzieś wywiało,
poszukałem o niej w internecie. H. Lilison to imię artystyczne,
naprawdę nazywa się Lilian Hope Alisson.
Ma trzydzieści lat, stan cywilny: Wolna. Wydała w sumie pięć
książek, szósta jest zapowiedziana. Kiedy w zasięgu wzroku
pojawił się mój partner szybko wyłączyłem stronę i zamknąłem
raport udając że dopiero go skończyłem.
-Skończyliście? - zapytał Rick. -Bo już zadzwoniłem do Lili i
powiedziałem jej gdzie się spotykamy.
-Pójdę
powiedzieć Lanie. - oznajmił Espo i udał się do prosektorium.
Teraz cała nasza piątka
poszła do baru The Old
Haunt, którego właścicielem jest Castle. Poszedłem
do łazienki i umyłem ręce. Spojrzałem w swoje odbicie, palcami
przeczesałem swoje włosy by je trochę poprawić. Wróciłem
na salę i poszedłem do stolika który reszta zajęła. W
krótce
w drzwiach pojawiła się ona, kiedy
nas spostrzegła na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
Poprawiłem się na miejscu i
poluzowałem krawat.
-Cześć.
-Hej.
Poznaj Lanie, pracuje jako patolog w policji.
-Alisson, ale mów mi Lili. - obdarzyła ją przyjaznym uśmiechem.
Przyglądałem się jej aksamitnie wyglądających ustach.
-To po piwie? - na chwilę jej spojrzenie zatrzymało się na mnie,
ale równie szybko co odkryła że na nią patrze opuściła wzrok.
-Oczywiście. - zgodziliśmy się i Castle poszedł do baru. Lili
zajęła jedyne wolne miejsce przy stoliku, które było między mną
a Castlem. Kiedy Rick wrócił z napojami wznieśliśmy toast za
rozwiązaną sprawę. Wszyscy zaczęliśmy rozmawiać między sobą.
Tego wieczoru wszyscy lepiej poznaliśmy Alisson, a on poznała nas.
Uśmiech nie schodził mi z twarzy, jej śmiech i głos był niczym
muzyka dla moich uszu. Co się ze mną dzieje?
-Rick, chce potwierdzić moje przybycie na imprezę w Hamptons. Przez
dwa lata zawsze coś mi wypadało, w tym roku będzie inaczej! -
zawołała wesoło.
-To świetnie, już się obawiałem że znowu ominie Cię cała
zabawa.
-Nie tym razem.
-W sumie to spotkali byście się dwa lata temu. - oznajmił nam
Castle. -Niestety, promocja książki zeszła się z terminem przyjęcia w Hamptons i nie mogła się zjawić, a za
drugim razem była w europie.
-Znajoma brała ślub, jako jedna z druhen musiałam tam być. - Jak
bym poznał ją dwa lata temu to nie było by tej sytuacji z Jenny...
Nie było by? Jakbym poznał Lilian to nie zaręczył się z Jenny? Z
zamyślenia wyrwał mnie pół krzyk Castla.
-Zagrajmy w rzutki! Przegrani
spełnią jedno życzenie
zwycięzcy.
-Wchodzę.
-Ja też. - odpowiedziała Lanie.
-Nie odpuszczę takiej
okazji. - też się
zgodziłem.
-Stary, przygotuj się na porażkę.
-Dobra, odegram się za zeszły rok.
- wskazała na Richarda palcem. -Ostrzegam ćwiczyłam. - po czym się
zaśmiała. Trzy kleiki
po trzy rzuty, punktacja co chwilę się zmieniała. Każde
z osobna skupiało się na tarczy i rzucie. Po
ostatnim rzucie podliczyliśmy punkty. Kate i ja mieliśmy pierwsze
miejsce, po nas był Javier, Rick, Lanie i na szarym końcu Lili.
-Nie ma co grać z detektywami. Maja celne oko i pewną rękę.
-W zupełności się z tobą
zgadzam. Zbyt często
trenują. - Alisson zgodziła się z Lanie.
-Mówicie tak tylko dlatego że przegrałyście. - zaśmiał się
Espo
-Zwycięzca
się znalazł, jesteś na drugim miejscu zaraz po mnie i Rayanie.
- wtrąciła się Beckett.
-Mamy
dwóch wygranych, co robimy z tym fantem?
-Może dogrywka? Jedna lotka
przesądzi o wszystkim! - zaproponowała
Lanie. Zmierzyliśmy się z
Beckett wzrokiem jak na jakimś dzikim zachodzie, rzuciła swoją
lotką a ja zaraz po niej.
-Zwycięzcą gry w lotki, jest... proszę o werble. - na prośbę
Castla, Alisson popukała rytmicznie w stolik. - Detektyw Beckett!
-Wygrałam!
- krzyknęła zadowolona Kate. -Każde z was spełni jedno moje
życzenie!
-Mało brakowało brachu. - poklepał mnie po ramieniu Esposito.
Wzruszyłem ramionami.
-Muszę się dobrze zastanowić nad życzeniami. -Kate spojrzała na
zegarek. -Ale to kiedy indziej. Jutro mamy prace, więc imprezkę
powinniśmy już zamykać.
-Ja zapraszałem ja stawiam. - powiedział wesoło Rick i poszedł
zapłacić rachunek. Wszyscy szeroko się uśmiechali. Wieczór był
świetny, wypiliśmy po dwa słabe piwa. Wyszliśmy z baru i
ruszyliśmy w stronę naszych samochodów. Po kolei każdy się
rozdzielił i poszedł do swojego pojazdu, tylko Lilian i machała
każdemu na pożegnanie.
-Nie jedziesz do domu? - zapytałem się zastanawiając czemu nie
idzie do swojego pojazdu.
-Oczywiście że jadę, muszę tylko taksówkę złapać. - spojrzała
na mnie z uśmiechem.
-Nie przyjechałaś samochodem?
-Nah, chciałam się dobrze bawić i nie martwić się o samochód
gdybym więcej wypiła. - zarzuciła włosy na plecy.
✎✐✎✐✎✐✎✐✎✐✎✐✎✐✎✐✎✐✎✐
To na początek małe wyjaśnienie. W Stanach Zjednoczonych można prowadzić samochód jeśli alkohol we krwi nie przekracza 0,8‰, w Polsce jest 0,2‰.
Morderca złapany i zaczynają się schody, co by tu wymyślić by Kevin i Lili się lepiej poznali ale jeszcze nie zaczęli umawiać. Muszę nad tym pomyśleć.
Fantastyczny rozdział. Szybko znaleźli Lilian. Ciekawi mnie czy będą kolejne.
OdpowiedzUsuń