Słodki Flirt Kastiel - Rozdział 7

    Jak skończyliśmy robić porządki wszyscy goście pojechali do domu i zostałyśmy tylko my cztery czekające na przyjazd brata Iris. Siedziałyśmy w salonie zajadając się sałatką i rozmawiając o wczorajszej zabawie.

-Dobrze się bawiłam i mogłam dużo czasu spędzić z Jeda. -powiedziała nieśmiało Violetta. To prawda że całą imprezę spędzili razem, oprócz tego momentu kiedy z Iris poszły polecić Rozie spacer.

-Tak, pomimo tego że pod koniec tuliłam się do każdego chłopaka jakiego znam.

-Dobrze że nie było tam Leo,bo pewnie też by padł ofiarą Eriel. - powiedziała radośnie Iris.

-A jak tam spacerek z Leo? - zapytałam i przysunęłam się do Rozalii.

-Było cudownie, piękne gwieździste niebo plaża. W oddali grały świerszcze, byliśmy sami i wtedy... powiedziałam mu co do niego czuję. A on rozpromienił się przytulił i powiedział że mnie kocha. To była najpiękniejsza chwila w moim życiu, a potem mnie pocałował. - śmiała i rumieniła się Roza. -I teraz jesteśmy prawdziwą parą, dziś jak wstałam myślałam że to był tylko sen ale na szczęście Leo do mnie przyszedł i upewnił się sam czy to nie był sen.

-To takie romantyczne. - powiedziała Iris.

-I bardzo, ale to bardzo słodkie. - dodała Vila.

-Więc wszystko poszło zgodnie z moimi planem.

-Co masz na myśli? - opowiedziałyśmy Rozalii o całym naszym spisku. -I ty to wymyśliłaś? - zapytała poruszona.

-Tak, reszta mi pomogła w realizacji.

-Jesteście najlepszymi przyjaciółkami jakie kiedykolwiek miałam. Dziękuje, BARDZO DZIĘKUJE! - rozpłakała się Roza, wszystkie ją przytuliłyśmy i zaczęłyśmy się śmiać. Potem przyjechał brat Iris i poodwoził nas to domu. W popłochu zaczęłam odrabiać lekcje, potem się umyłam i oglądałam telewizję. O 23 wskoczyłam do łóżka i zasnęłam.

    Czas w szkole mijał bardzo szybko i mamy już połowę października. W szkole na długiej przerwie niestety musiałam paść ofiarą blond żmij, wylała na mnie swój sok pomarańczowy. Amber uśmiechała się złośliwie.

-Teraz wyglądasz o wiele lepiej. - zakpiła dziewczyna.

-Uważaj jak chodzisz Amber, nie każdy lubi być oblany twoim obślinionym sokiem. - odgryzłam się, Amber poczerwieniała i podstawiła mi haka jak odchodziłam. Wylądowałam na posadce i tak wyszło na jej, pozbierałam się z niej. Spojrzałam na siebie, koszulka prześwitywała i mogłam zobaczyć swoją koronkową bieliznę. Zakryłam rękami klatkę piersiową i szybko wyszłam z stołówki.

-Kiedyś wezmę i wyślę tą żmiję na księżyc. - szepnęłam wściekle i wpadłam na Kastiela. Spojrzał na mnie zaskoczony, kiedy zobaczył ze jestem cała mokra lekko się zarumienił.

-Kąpałaś się w soku pomarańczowym?

-Amber oblała mnie sokiem, nie mam w co się przebrać. - mocniej przycisnęłam do siebie ręce. Wtedy Kastiel zdjął swoją kurtkę i zakrył moje ramiona.

-Ale będzie pachnieć pomarańczami...

-Spoko, będzie pachnieć też tobą. - powiedział z uwodzicielskim uśmiechem.

-To dzięki. - zarumieniłam się i cała zakryłam skórą, była na mnie bardzo duża. -To lepiej jak pójdę do domu. Cześć. - pobiegłam do klasy zabrałam swoje rzeczy, powiedziałam Violettcie co zrobiła mi Amber i ruszyłam w stronę dziedzińca. Tam spotkałam Nataniela który rozmawiał z Arminem.

-Co się stało. - zapytał się mnie blondyn.

-Muszę iść do domu, Amber wylała na mnie sok pomarańczowy. Mam całą mokrą bluzkę, na szczęście Kas pożyczył mi swoją kurtkę.

-Amber zrobiła coś takiego? Pewnie nie zrobiła tego specjalnie.

-Akurat. - szepnęłam pod nosem, ale to zrozumiałe że broni siostry. Armin poklepał Natana po ramieniu.

-Przykro mi, ale z Amber wszystko jest możliwe.

-Dobra, to do jutra.

-Cześć. - odpowiedzieli oboje. Poszłam na dziedziniec i trafiłam tam na palącego Kastiela. Zauważył mnie zgasił peta i do mnie podszedł.

-Przeziębisz się jeśli będziesz tu stał w T-shercie. - powiedziałam z zatkanym nosem.

-Pff, co ty wyprawiasz. - zapytał się rozbawiony Kas.

-A czy to nie jest logiczne? Śmierdzisz papierosami. - zaczęłam wracać do domu, czerwonowłosy ruszył za mną.

-Aleś ty wrażliwa.

-Tak, jakiś problem z tym że nie lubię palaczy? - właśnie przechodziliśmy obok parku.

-Nie, tylko... nieważne. - powiedział zrezygnowany.

-A tak w ogóle to czemu ze mną idziesz?

-Pomyślałam że odprowadzę cię do domu i zaprosisz mnie do środka. - powiedział uśmiechając się uwodzicielko.

-Śnij dalej. - dotarliśmy do mojego domu.

-*Aa... APSIK!* - spojrzałam na chłopaka. Złapałam go za rękę była zimna, on za to zrobił się trochę czerwony na twarzy.

-Chodź, zmarzłeś. Zaparzę ci jakiejś herbaty i dam coś na wzmocnienie. - wciągnęłam go do mojego mieszkania. Chłopak rozglądał się uważnie.

-Poczekaj w salonie, ja pójdę się przebrać. - poszłam po ubrania, w łazience przemyłam klatkę piersiową i ubrałam się. Zaparzyłam dwa kubki herbaty i postawiłam na stole obok ciasteczek.

-Więc to prawda że mieszkasz sama.

-Tak, ty też mieszkasz sam. Czekaj, czekaj kto ci to powiedział? - popatrzyłam na niego. -Pewnie Iris. - podałam mu witaminy i coś przeciw grypowego, bez gadania połknął.

-Może zagrasz coś dla mnie?

-Poważnie?

-Tak. - poszłam po moje drewniane skrzypce stanęłam przy oknie w salonie i zaczęłam grać „Two Steps From Hell - Strength Of A Thousand Men”

-Prawdziwe skrzypce brzmią inaczej niż elektryczne, tu możesz poczuć odbijający się w środku dźwięk. - potarłam delikatnie pudło akustyczne skrzypiec i uśmiechnęłam się.

-Świetnie grasz. - pochwalił mnie.

-Dzięki. - odpowiedziałam zawstydzona. Sączyliśmy herbatę i rozmawialiśmy o muzyce, a czas powoli płynął. Nagle usłyszałam dziwny dźwięk *Grrrr grr*

-Pff. - zaczęłam się śmiać z burczenia brzucha chłopaka. Kastiel tylko zrobił złą minę.

-Cicho bądź.

-Haha... przepraszam pff haha. - wzięłam duży wdech by się uspokoić -Jeśli jesteś głodny to powinieneś po prostu powiedzieć, zaraz coś przygotuje. - zajrzałam do lodówki.

-Co powiesz na frytki i paluszki rybne?

-Może być. - przygotowałam ten prosty posiłek. Po 25 minutach już zajadaliśmy się frytkami i niewielkimi paluszkami z ryby. Po posiłku wysłałam Kastiela do domu by trochę odpoczął bo się rozchoruje. Posprzątałam i odrobiłam lekcję, umyłam się i siedziałam patrząc co nowego w internecie.

    Następnego dnia ubrana w żółty golf, białe rurki i czarne konwersy poszłam do szkoły, dowiedziałam się że Kastiela nie ma w szkolę. Po krótkiej rozmowie z Lysem dowiedziałam że Kas się rozchorował.

-A mówiłam mu że tak będzie.

-Znasz go zawsze taki jest. Hmm może pójdziesz go odwiedzić. - zaproponował białowłosy.

___________Zz_(ミ^-ω-^)﹏﹏﹏(())______________________
Yay! Rozdział 7 już jest! Nie martwcie się to ostatni raz kiedy Kastiel pali, zrobię że rzuci (nie lubię jak ludzie śmierdzą fajkami). W następnym rozdziale Eriel w domu Kastiela!

Komentarze

Prześlij komentarz